środa, 21 maja 2014

39.

Korzystajac z okazji, ze Tom polecial do Los Angeles po jakies wazne papiery zapakowalem wszystko co bylo mi potrzebne do ucieczki. Ze lzami w oczach wyszedlem z domu, ciezko bylo mi to wszystko zostawiac bez zadnego slowa ani niczego co daloby znac, ze planowalem to wczesniej. Nie napisalem zadnej kartki, zabralem doslownie kazda rzecz po sobie zeby nie mial niczego co ze mna jest zwiazane. Taksowkarz zapakowal moje rzeczy, a ja spojrzalem na dom poraz ostatni i otarlem lzy. Zawiozl mnie na lotnisko, poraz ostatni ogladalem uliczki, ktorymi bardzo czesto przemierzalem, bylo mi tak okropnie przykro, dusilem sie zeby sie przypadkiem nie rozplakac. Gdy bylismy na miejscu zaplacilem za kurs i ruszylem z walizkami na odprawe. Jakis gosc po drodze, a wlasciwie to ochroniarz pomogl mi zaciagnac ciezkie walizki widzac, ze jestem w ciazy, kazdy w wiekszosci byl pewien, ze jestem kobieta. Podziekowalem mu szczerze, bo sam chyba nie dalbym rade. Czekajac na samolot otworzylem telefon, wyjalem karte i zniszczylem  wrzucajac ja do kosza. To wszystko bylo takie trudne dla mnie, co chwile ocieralem lzy, ktore za kazdym razem gdy pomyslalem o tym wszystkim naplywaly do moich brazowych oczu. Uslyszalem w glosniku by udac sie w miejsce samolotu, do ktorego po dziesieciu minutach wsiadlem i zapialem pas. Patrzylem w okno, przez ktore nie bylo widac nic procz skrzydla samolotu i chmur. Gladzilem swoj brzuch, gdyz troche pobolewal, ogolnie przez ta cala sytuacje bylem bardzo zestresowany. Chcialem byc wreszcie na miejscu, chcialem zeby to wszystko najgorsze przeminelo. Bylem ciekaw jak zareaguje Tom gdy zobaczy, ze mnie nie ma. Co moze sobie pomyslec? jednego czego sie balem to tego, ze on ma pieniadze i moze naprawde wiele zrobic by mnie znalezc. Po kilku godzinach bedac na miejscu stanalem zastanawiajac sie co dalej gdzie mam isc? Wiedzialem, ze niedlugo zrobi sie tutaj bardzo ciemno i moze byc niebezpiecznie. Przysiadlem na jakiejs lawce i wyjalem mape miasta, cale gowno z tego rozumialem, rzucilem tym o ziemie i westchnalem zdenerwowany. Mialem chec zapalic papierosa, ale nie wolno mi bylo, a on z pewnoscia by mnie troche uspokoil. Nadal siedzialem na tej lawce, szybko sie sciemnilo, teraz dopiero zalowalem, ze ucieklem tak daleko. Nerwowo gladzilem swoj brzuch czasem mowiac cos do synka, kazdy przechodzien mi sie przygladal, jedni zaczepiali drudzy tylko sie gapili jak na jakies dziwadlo. Podszedl do mnie jakis Turek i zaczal mnie ciagnac, chyba chcial wykorzystac sytuacje. Zaczalem sie wydzierac wystraszony, krzyczalem by mnie puscil i zostawil. Widzac to zdarzenie podbiegly dwie kobiety w hustach i jeden mezczyzna. Odepchneli go ode mnie, a ja roztrzesiony rozplakalem sie. Tego bylo za wiele jak dla mnie. Bylem taki bezbronny w tej chwili, z niczym nie dawalem sobie rady. Spojrzalem niepewnie, ale wdziecznie na nich, a oni zaczeli cos mowic po Turecku z czego nic nie rozumialem. Spytalem czy rozumieja po Angielsku, bo mi szlo dosc dobrze. Ich corka tylko potrafila, wiec zaczela mowic.
- Co tu robisz o tej godzinie? -spytala patrzac na mnie
- Nic.. nie mam dokad isc -odpowiedzialem szczerze, a ona przetlumaczyla to rodzicom, rozmawiali chwile miedzy soba, w koncu znow sie odezwala.
- Dasz rade isc? zatrzymasz sie u nas, okej?
- Nie znam was, zreszta to duzy klopot -odpowiedzialem, a ona powiedziala to znow rodzicom, jej mama od razu zlapala mnie pod reke, a jej ojciec wraz z corka wzieli moje walizki. Jak sie okazalo do domu nie mieli daleko, mieszkali bardzo ladnie, w domu byl jeszcze syn, byl starszy ode mnie chyba. Sam nie wiedzialem czy powinienem za nimi isc i im ufac. Wszyscy na kazdym kroku powtarzali mi jaki to naiwny jestem.
- Tu bedziesz spal -pokazala mi moja sypialnie, a ja westchnalem nie wiedzac jak dziekowac, w srodku pokoju stalo wielgaśne lozko, a na parapecie bylo kilka kwiatkow, w rogu stala komoda, a zaraz obok duza szafa. Bylo tu naprawde bardzo przyjemnie.
- A za chwile kolacja, tylko zejdz prosze, jadamy wspolnie -poprosila i zeszla by pomoc mamie. Ta rodzina spadla mi z nieba, byli tacy dobrzy dla mnie i przede wszystkim bardzo mili i goscinni , bo przeciez nie codziennie wpuszcza sie do domu obcego. Niestety nie kazdy byl taki jak oni..Ogolnie o ich kraju ludzie nie mowili dobrze, mialem lekkie uprzedzenie, ale nie bylo niewiadomo jakie. Zszedlem na kolacje, usiadlem na krzesle obok niej i gdy zaczeli jesc rowniez zaczalem. Danie bylo bardzo dobre, nigdy wczesniej nie jadlem niczego podobnego. Po kolacji zaprosili mnie do salonu.
- Mama pyta co sie stalo?
- Nie wiem czy moge Wam ufac..-powiedzialem niepewnie
- Uwierz nam, ze mozesz -zaznaczyla od razu, wiec opowiedzialem im cala historie moja i Toma. Nie mogli uwierzyc jak mogl mnie tak skrzywdzic, patrzyli na mnie z ogromnym wspolczuciem.
- A najbardziej boje sie, ze da moje zdjecie do mediow..-westchnalem caly czas o tym myslac.
- Mama mowi, ze ukryjemy Cie..i jesli Twoje zdjecie wcieknie do mediow zakryjemy Twoja twarz taka husta jak nosze ja czy mama tak, ze Cie nikt nie pozna..-przetlumaczyla i usmiechnela sie. Przytulilem sie do kazdego z osobna w gescie wielkiej wdziecznosci, nie bylo tak strasznie jak sobie wyobrazalem, udalo mi sie naprawde z tym wszystkim.
Byli dla mnie w tej chwili wybawieniem, ktore przyszlo zupelnie niespodziewanie.
- Nie wiem jak mam Wam dziekowac..to co robicie dla mnie jest naprawde czyms wielkim..
- Nie dziekuj, kazdy by sie tak zachowal, liczy sie teraz dziecko i musisz o nie dbac.
- Wiem, dlatego ucieklem.. ja mam pieniadze i kilka drozszych rzeczy, oddam wszystko za ta pomoc..
- Nie wyglupiaj sie..Tobie to bedzie potrzebne, a nam Bog wynagrodzi..
Westchnalem cicho przytulajac sie do ich mamy, byla taka dobra. Brakowalo mi mojej, lecz wiedzialem, ze nie moge jej powiedziec gdzie jestem...
    Z rodzina zylo mi sie bardzo dobrze, codziennie ogladalismy wiadomosci o wyznaczonych godzinach czy przypadkiem nie wpadl na ten pomysl by wrzucic moje zdjecie. W sumie to moze bylo zbyt wczesnie na takie kroki? Nie wiem sam, po prostu wolalem miec to na uwadze i dlatego ogladalismy wiadomosci. Uczylem sie przy nich troche jezyks mimo iz byl bardzo ciezki, ale czasem bylo naprawde zabawnie. Ta rodzina byla cudowna, taka wesola. Nie slyszalem nigdy by sie o cos klocili, byli idealni..
Urzadzili w mojej sypialni maly kacik dla dziecka z czego sie bardzo cieszylem. Wiedzialem jednak, ze za wiele czasu nie bede mogl tam mieszkac,ale poki co i chwile po porodzie musialem. Do porodu zostal juz tylko jakis tydzien, z dnia na dzien balem sie coraz bardziej tego jak to bedzie. Nie moglem oswoic sie z ta mysla, ze niedlugo maluszek, ktorego nosze juz prawie dziewiaty miesiac niedlugo bedzie ze mna. Mama Miry przez caly czas mnie pocieszala, ze to nie bedzie takie straszne jak mi sie wydaje. Probowalem jej w to wierzyc, ale bylo ciezko, bo juz teraz bylem bardzo wymeczony.
  (...) Nadszedl dzien porodu, pojechalem do szpitala razem z Sevinc i jej corka One tak naprawde byly przy mnie caly czas i pomagaly mi we wszystkim. Lezac na lozku strasznie sie denerwowalem, nie wiedzialem kiedy zaczne tak naprawde rodzic, trzymalem za reke Mire, ktora probowala mnie jakos uspokoic, ale nie byla w stanie, to co teraz czulem byko okropne..
No i zaczelo sie, dostalem strasznej goraczki, poty oblewaly moje cialo, czulem, ze slabne co nie bylo normalne, balem sie, ze umre co oczywiscie bylo brane pod uwage juz wczesniej. Czulem jak Mira puszcza moja reke, a mnie wioza na sale operacyjna, probowalem otwierac oczy, lecz nie bylem w stanie, moje powieki byly teraz takie ciezkie. Pielegniarka glaskala mnie po glowie i ocierala czolo z potu, caly sie trzaslem. Kilka chwil pozniej dostalem straszne bole, zaczalem krzyczec, glosno krzyczec wydawalo mi sie, ze nie przezyje tego, tak ogromnie mnie to bolalo, Anestezjolog założył maskę i spojrzał na mnie ze wspólczuciem. Wkuł mi w kręgosłup znieczulenie, które miało zadziałać od pasa w dół, bałem sie tego, że zemdleje za chwile, ból cały czas sie nasilał, a oni nie mogli nic zrobić. Nie wiedziałem czy dziecko sie przypdkiem nie dusi, bo mocno kopal. Patrzylem wystraszony po pielęgniarkach i po lekarzach, którzy mnie otaczali, próbowalem sie uspokoić wpijajac wzrok w oświetlające mnie lampy. Założyli mi plastikową maskę z tlenem, jedna z pielęgniarek cały czas gładziła moją głowę, byla taka spokojna. Po chwili usłyszalem od pielęgniarki,która zwrociła się do lekarza, że znieczulenie już dziala, Ci wiec zaczęli. Pro forma kłują mnie szpilulcem w okolicach planowanego przez nich cięcia. Poczułem nieprzyjemny ból dość wyraźnie, w strachu spojrzałem na nich i powiedziałem im o tym, więc przestali na moment odczekując chwile. Poczułem jak rozcina mi dolną partie brzucha, wszystko czulem, bolało. Mówili, że to normalne i że będę czuł doslownie wszystko, ale nie bedzie to aż tak bolało. Nie wiem czemu to tak długo trwało, wydawało mi się przed porodem,że przetną brzuch wyjmą dziecko i zeszyją, to wszystko, a tym czasem oni robili to jakimiś etapami, co chwila przestając. Gdy wreszcie przeciął go po lini,którą wcześniej narysował zaczął coś grzebać, wszystko czułem, pielęgniarki otaczające mnie ciągle mu coś podawały. Chciałbym wszystko zapamietać, ale ból tak bardzo mnie rozpraszał,że nie bylem w stanie. Z pod maski zaczeły cieknąć mi łzy, to bylo takie cholernie trudne, nie mogłem doczekać się końca. Nie czułem nóg ani niczego od pasa w dół, za to wyżej wszystko sprawiało mi ból mimo iż niby nie powinno. Koszmar! Obiecali po operacji uśmierzyć ból, ale dlaczego dopiero po?! jak ja  teraz cierpiałem. Usłyszałem po chwili od lekarza i pielęgniarek, któe powtórzyły to niemalże chórem, że zaraz poczuje mocne szarpnięcie i że może zrobić mi się w każdej chwili słabo czy też zabraknąć tchu. Wystraszyłem się spoglądając niepewnie na nich, nie ufałem im, byli mi obcy. Tak jak obiecali poczułem okropne szarpnięcie, zaczęło mnie palić w klatce piersiowej, coś chlupało, tego było za wiele, co sie ze mną działo?! Jakoś chwile później w ogległości kilku metrów usłyszałem głośno płacz dziecka, nic mnie nie bolało, skupiłem się tylko na jego delikatnym, ale i głośnym płaczu. Spod maski znów zaczeły spływać gorące łzy, byłem szczesliwy mając go już. Coś się stało.. nie słyszałem już dziecka, za to ból powrócił, był jeszcze gorszy niż przedtem, nie mogłem wytrzymać, zacząłem się szarpać,a oni co chwile mnie uspokajali, pytałem co z małym, ale nie odpowiadali mi, byli jacyś źli. Chwycili za igłe i zaczęli mnie szyć, zniknęła ta pielęgniarka, ktora przez cały czas gładziła moją głowę, teraz to był jakiś straszny sen. Zadawałem im mnóstwo pytań związanych z moim dzieckiem.
- Co z nim, gdzie mój synek?
- Prosze się nie martwić, jest zdrowy jak ryba, ma 10 punktów, jest prawidłowo. -jej slowa uspokoiły mnie, przyniosła mi go po chwili, nie widziałem go dobrze,moje oczy były zaćmione po tak dużej ilości wylanych łez, przybliżyła go do mojej głowy, spojrzalem na niego. Był taki czyściutki, miał ciemne włoski, ale nie było ich zbyt wiele, lekko różowa skóra, takie malutkie paluszki. Chciałem go tak bardzo teraz przytulić, pocałować, chociaż bałem się troche, był taką kruszynką. Pielęgniarka po chwili odeszła ode mnie z moim szczęściem, słuchałem przez chwile ich rozmowy,a gdy skończyli przewieźli mnie na sale, byłem taki obolały, okropnie się czułem, naprawdę źle to na mnie działało. Przykryli mnie jakimś kocykiem, a do sali weszła Sevinc z Mirą pytając jak poród, opowiedziałem im krótko, bo byłem strasznie senny po tej całej sytuacji. Nie miały mi tego za złe, w końcu sama Sevinc po dwójce dzieciach wiedziała jak to jest. Zasnąłem już nieco spokojny mając najgorsze za sobą... a co dalej?
(...)Z uwagi na to, ze mialem problemy po porodzie i to powazne razem z Michaelem opuscilismy go dopiero po trzech tygodniach. Wczesniej rodzina, z ktora mieszkalem oferowala mi pomoc i chciala go wziac do domu, ale nie zgodzilem sie. Nie chcialem po prostu zeby ktos obcy go wychowywal pod moja nieobecnosc. Jakos dalem sobie rady zniesc to wszystko tam. Wychudlem bardzo z tego co mi powiedzieli, ja nie zwracalem na to wiekszej uwagi, bo tylko liczylo sie dziecko. Wnioslem spiacego maluszka do mojej sypialni i ulozylem go delikatnie w lozku, patrzylem chwile na niego gladzac palcem jego brzuszek, a pozniej wstalem i wyszedlem na balkon. Wreszcie moglem spokojnie i swobodnie zapalic papierosa. Dolaczyl do mnie Erdem, ktory oparl sie o barierke.
- Dlugo masz zamiar tu jeszcze mieszkac? -spytal, zatkalo mnie jego pytanie. Chyba nie byl zadowolony z mojego pobytu mimo iz nie bylo mnie tu miesiac.
- Nie, tylko znajde jakas prace..-mruknalem zaciagajac sie, a on prychnal.
- Chyba na ulicy.. nie masz wyksztalcenia, nawet liceum nie skonczyles..-pokrecil glowa smiejac sie i odszedl. Mial racje, bylem w swietle innych tylko glabem bez wyksztalcenia, a to wszystko dlatego, ze bylem glupi i naiwny. Tom namowil mnie do wyjazdu kosztem tego, ze niby niczego do konca zycia mi przy nim nie braknie. Boze.. ile jeszcze musze zniesc by zyc normalnie..
Wyrzucilem peta i wrocilem do sypialni, maly spal spokojnie, a ja myslalem o tym co zrobic i gdzie sie przeniesc, nagle do pokoju wpadla Mira mowiac,ze moje obawy sie spelnily, pociagnela mnie za reke. Zszedlem na dol i zobaczylem swoje zdjecie w telewizorze. Obok niego bylo kilka slow o mnie..
" Bill Kaulitz ur.01.09.92 w Niemczech. Psychicznie chory czlowiek, ktory porwal niemowle. Z uwagi na to, ze jest niepoczytalny moze zrobic krzywde mojemu dziecku, prosze o kontakt, dla znalazcy czeka 5mln€ " gdy to przeczytalem w moich oczach stanely lzy, jak mogl mnie tak upodlic no jak?! dostalem szalu, rzucilem sie na Erdema tlukac go piesciami, ale on tylko przytrzymal moje rece i gdy przestalem sie szarpac puscil mnie, opadlem na podloge i zaczalem plakac, wyć z niemocy i krzywdy jaka mi wyrzadza. Wiedzialem, ze kazdy nawet oni za taka nagrode jaka oferowal zadzwonia pod ten numer.
- Nie placz slyszysz?! -kucnela przy mnie Mira i zaczela glaskac moj bok, zachodzilem sie z placzu, nigdzie nie bede mial juz prawa zyc, nigdzie. Spojrzalem na nich i wstalem z podlogi.
- Musze uciec..-powiedzialem jakajac sie przez placz
- Znajda Cie.. nie mozesz teraz.
- Moge! czekacie tylko na to 5mln! tylko na to jak kazdy! nie jestem taki glupi! -krzyczalem placzac
- Nie Bill, chcemy Ci pomoc. Chce zebys wychowal je swobodnie, slyszysz? -spytala matka, a Mira przetlumaczyla mi.
- Nie jestem chory psychicznie! pomozcie mi! -prosilem placzac, rozne rzeczy mogli sobie teraz nyslec o mnie, mama Miry przytulila mnie do siebie obiecujac pomoc. Plakalem jeszcze chwile i uspokoilem sie wreszcie idac na gore do dziecka. Lezal z otwartymi oczkami i patrzyl na mnie.
- Moj malenki synek -wyszeptalem i wzialem go na rece po czym usiadlem z nim i zaczalem go przytulac, to byl moj malutki misiu. Gdy placzem powiadomil mnie, ze chce jesc zszedlem z nim na dol i zrobilem mu mleko. W specjalnej butelce podalem mu je, lezal jedzac spokojnie i patrzac na mnie swoimi duzymi brazowymi oczami. Bardzo mi przypominal Toma, chyba dzieki niemu jest taki ladny.
Gdy zjadl Sevinc pokazala mi poraz kolejny jak go przewinac. Lezal juz czysty w spioszkach i patrzyl na karuzele, ktora mial zawieszona nad lozeczkiem. Grala jakies ladne melodyjki, ktore go usypialy. Z ciekawosci wszedlem na swojego Facebook'a mialem mnostwo wiadomosci. Od Toma, od Mario, Katjuszy z Rosji, od kilku starych znajomych i kogos tam jeszcze. Najpierw odczytalem wiadomosc od Mario. Napisal kilka razy..
- "Gdzie Ty sie podziewasz?"
- "Bill co sie z Toba dzieje do cholery, daj znac, ze zyjesz!"
- Napisz chociaz czy wszystko okej, chcialbym Ci pomoc, wiem, ze masz problemy ze soba Bill! " gdy przeczytalem ostatnie slowa odechcialo mi sie czytac wiecej, uwierzyl w ta chora gadke Toma..ehh przyjaciel..
Nastepnie zabralem sie za czytanie wiadomosci od Toma.
- "Gdzie Ty kochanie jestes?" ha...kochanie, ta wiadomosc wyslal w ten sam dzien w ktory wrocil.
- "Bill jaja sobie robisz?! gdzie Ty jestes!"
- "Dosc tych pierdolonych zartow, masz w tej chwili napisac gdzie jestes, bo to sie zle skonczy!!"
- "Suko, pamietaj, ze jak Cie kurwa dorwe to nic z Ciebie nie zostanie, nic kurwo!"
- "To jeszcze nie koniec! teraz sie dopiero zabawimy.." przestalem to czytac, odsunalem od siebie komputer i westchnalem ciezko myslac o tym wszystkim. Zmeczony polozylem sie zeby zasnac, udalo mi sie na szczescie szybko to zrobic.                          Ktoregos dnia dowiedzialem sie z mediow, ze wiedza gdzie przebywam, tylko skad? nerwowo odlozylem pilot i westchnalem smutno. Wiedzialem, ze bede musial uciekac gdzies gdzie mnie nie znajdzie.
- Nie denerwuj sie.. musisz wlozyc huste wtedy nikt nie ma prawa jej zdjac..-wyszeptala Mira,  ja skinalem glowa ,a ona delikatnie mi ja nalozyla, moje oczy i wyglad nabraly kobiecosci przez to. Michael smial sie slodko myslac, ze sie z nim bawie. Teraz zylem caly czas z ta mysla, ze w kazdej chwili on moze tu przyjechac...
    (...) mijaly dni, tygodnie i miesiace synek byl coraz starszy, raczkowal po domu jak szalony, bylo w nim naprawde duzo zycia. Codziennie pokazywalem mu Toma zdjecie ktore zabralem. Chcialem zeby wiedzial, ze to jego tata i ciagle mu to powtarzalem. Roznie sie w zyciu dzieje, gdyby tak mi sie cos stalo on zostalby sam, a nawet jesli trafil by do Toma to meczylby sie z nowo poznanym kims, wiec wolalem zeby wiedzial, ze ma tate za granica. Pewnie jeszcze nie rozumial wiele, ale powtarzalem mu to codziennie. Czasem dawalem mu pogladac same zdjecia , a ten juz piszczal i machal lapkami z radosci wiedzac, ze to Tom. Powoli zaczelo brakowac mi pieniedzy, wszystkie ktore mialem rozeszly sie gdyz musialem kupic wozek i inne rzecz z ktorych maly wyrastal. Przy obiedzie spytalem ich czy moge chociaz zapracowac u nich na pobyt tutaj, chcialem pomoc im.
- Wlasciwie to moglbys.. -przetlumaczyla Mira
- W jaki sposob?
- Tam za tym lasem jest duza posiadlosc, nalezy ona do nas i naszego wojka. Trzeba to posprzatac, umyc okna podlogi itd. oczywiscie nie w jeden dzien..tam nikt nie mieszka, wiec spokojnie bedziesz mogl pracowac. Na poczatek od 7 rano do 19 z przerwami na opieke przy malym. Pasuje Ci? -spytali, a ja pokiwalem glowa patrzac na nich z lekkim usmiechem. Nie moglem siedziec tak bezczynnie jak darmozjad, wypadalo pomoc jakos.. Podziekowalem za prace i juz nastepnego dnia o 6 rano wstalem, spojrzalem na maluszka, ktory jeszcze spal i chcac nie chcac musialem go zedrzec z lozka, rozplakal sie glosno, wiec zaczalem nim bujac lekko
- No cichutko..spij maluszku..-wyszeptalem mu na uszko i pocalowalem, a on zasnal raz jeszcze. Ulozylem go na chwile na swoim lozku i spakowalem potrzebne rzeczy. Zszedlem powoli z wozkiem na dol i Michaelem na rekach, bylo mi tak strasznie ciezko.
Szedlem na nogach przez ten las, w rece trzymajac wielki wor z srodkami do mycia i czyszczeia, a druga pchalem wozek. Bylo mi goraco od tej husty, najchetniej zdjal bym to, ale nie moglem. Bedac na miejscu przerazilem sie, to bylo ogromne..tyle okien i jak domyslam sie pokoi, Boze drogi..
Kluczem otworzylem drzwi i wszedlem powoli, bylo bardzo brudno, wszystko z kurzu, pajeczyn i grzyba w katach. Gdyby nie to, to bylo by tu naprawd ladnie.. pomyslalem, ze zaczna sprzatac od gory. Wynioslem Michaela w nosidelku na gore i otworzylem jeden z pierwszych pokoi. Rozejrzalem sie do okola i ustawilwm nosidelko w kacie nakrywajac go przezroczysta husta by nie wdychal tego kurzu i wszystkiego. Zaczalem zamiatac w duzym pokoju, mialem wykonac to sumiennie, wiec zamiatalem kazdy kat. To bylo ciezsze niz myslalem, zamiatalem dopiero trzeci pokoj, a juz mialem dosc. Wszystko mnie bolalo, mialem odciski na dloniach, ktore okropnie piekly. Uslyszalem z dolu krzyk.
- Bill jestes tu? -znajomy glos zawolal,wiec wyszedlem i stanalem przy barierce patrzac na dol, byl to Erdem.
- Tak tu jestem..-powiedzislem glosno, a on zmierzyl na gore do mnie.
- Przynioslem Ci jedzenie i malemu siadaj chwile -mruknal rozgladajac sie po pokojach, ktore pozamiatalem.
- Dobrze Ci idzie..-mruknal i wzial Michaela na rece karmiac go.
-Dziekuje..-powiedzialem jedzac powoli cieply obiad, on przygladal mi sie chwile.
- Poznam Cie z kims dzisiaj..-mruknal z usmieszkiem.
- Wiesz co, nie mam czasu na to -powiedzialem i gdy zjadlem troche podszedlem do okna, ktore uchylilem by dym nie lecial na Michaela i zapalilem papierosa.
- Fajny jest, przyjdzie po Ciebie tu dzisiaj..-powiedzial i polozyl malego z powtotem. Wyrzucilem peta i zabralem sie za sprzatanie nic nie odpowiadajac Erdemowi, ktory cos jeszcze powiedzial i odszedl. Jakos okolo 19 uslyszalem z dolu czyjs glos, ale nie byl mi on znajomy. Slyszalem jak wychodzi na gore przez to jak mocno tupal.
- Myslalem, ze jestes ladniejszy -mruknal na wstepie, a ja westchnalem ciezko. Byl chyba z 4-5 lat starszy, mial na sobie jakis sweterek i ciemne spodnie, byl dosc umiesniony, nie brzydki. Niestety mnie zbyt dobrze nie skomentowal, ale jakos to mnie nie obchodzilo. Wzialem spiacego juz Michaela w nosidelku do reki i powoli z nim zszedlem na dol, czulem na sobie jego wzrok od tylu.
- Czemu nic nie mowisz?
- Bo sie nie znamy, a ja nie za bardzo mam czas i chec Cie poznac.
- Taki niedostepny jestes? -spytal lapiac mnie mocno za reke.
- Boli mnie to co robisz, wiesz?
- Jasne..-mruknal i puscil z usmiechem moja dlon. Chwile patrzylismy na siebie az w koncu spytalem go .
- Czemu tu przyszedles?
- Bo slyszalem, ze dobrze obciagasz, ale chyba Erdem klamal, bo nie widze checi z Twojej strony.
- Ciekawe czemu to robi.. przeciez kurwa nic zlego mu nie robie, nie jem prawie wcale, nie wychodze z tego pokoju, a on tak perfidnie mowi na mnie..-powiedzialem rozżalony ze lzami w oczach, bylo mi po prostu przykro, ze mimo tego jaki jestem tak ludzie potrafia uprzykrzyc mi zycie.
- Spoko nie placz..-mruknal i wlozyl nosidelko do samochodu, podwiozl mnie do domu, w ktorym otrzymalem kolejna nowine.
- Wiesz Bill nie mozesz tu dluzej mieszkac, jesli interesuje Cie to, to mozesz zamieszkac tam gdzie sprzatasz..damy Ci kilka rzeczy i jakos musisz sobie poradzic..
- Dziekuje, ze moge chociaz tam zamieszkac..-powiedzialem i poszedlem na gore po rzeczy. Pozniej ich ojciec odwiozl mnie tam znow. Nie bylo tu w ogole swiatla ani niczego. Znalazlem lampke naftowa i zapalilem ja. Na piecyku zagrzalem wode i nalalem ja do malej wanienki by wykapac maluszka, bylo mi wstyd przed samym soba, ze wychowuje go w takich warunkach. Wytarlem jego malutkie cialko i ubralem go w czyste rzeczy, pozniej przytulilem do spania, sam tez sie polozylem obok niego i trzymajac go w objeciu zasnalem...
    Ktoregos dnia gdy mialem wolne wyszedlem z malym na spacer, pchalem wozek rozgladajac sie po okolicy. Bylo tu dosc ladnie, nawet dosc duzo turystow, chociaz dziwilo mnie to, bo jesli ktos tu jezdzil to tylko w specjalne tereny gdzie byly te wszystkie baseny itd. Wrocilem wieczorem do 'domu' i gdy ogarnalem malucha polozylem sie spokojnie. Wszedlem na fb i zobaczylem kilka nowych wiadomosci. Od Toma od Mario, nawet mama zalozyla sobie tu konto, napisala mi.
- "Billy skarbie strasznie tesknie za Toba, boje sie, ze cos Ci jest, dlaczego zosrawiles mnie sama? prosze odezwij sie do mnie" ze lzami w oczach przeczytalem to, postanowilem odpisac.
- "Mamo musialem uciec, tu jest mi dobrze, pamietaj, ze caly czas mysle o Was i chcialbym juz Cie i tate zobaczyc.. kocham Was strasznie" wyslalem ta wiadomosc ocierajac lzy. Przeczytalem jeszcze od Toma.
- "Zapierdole Cie kurwo, licz sie z tym!" westchnalem krecc glowa na boki, jaki on byl glupi, po co to robil..nawet nie wiedzial czy wszystko ze mna dobrze albo z dzieckiem..wylaczylem telefon i poszedlem spac.
   (...) po roku czasu przestalem sie bac, ze go spotkam. Nadal mieszkalem w tym domu dziwnym, Michael na szczescie mi nie chorowal, byl bardzo wesolym dzieckiem, ciagle sie przytulal i calowal mnie. Byl taki kochany i dzielny,nie raz widzial, ze placze to zawsze mnie przytulal i pokazywal zdjecie Toma, szkoda, ze nie wiedzial, ze to przez tego bydlaka.
- Ta ta! -machal mi lapkami przed twarza, bo zamyslilem sie.
- No co misiaku -zasmialem sie i pocalowalem jego nosek.
- Ta ta! -znow pisnal, wiec wyjalem zdjecie Toma i pokazalem mu, malymi lapkami zblizyl zdjecie do buzi i zaczal calowac, zasmialem sie slodko widzac co robi. To byl czas, w ktorym chcialem wrocic do Niemiec, chociazby na chwile.
   Jechalem dlugo autobusem na lotnisko, patrzylem przez szybe czasem cos pokazujac maluszkowi. W samolocie zapialem nas pasem, a on zasnal na mnie zmeczony. Byl zbyt maly na takie podroze. Jakos nad ranem bylismy w Niemczech, za ostatnie pieniadze wzialem taksowke i pojechalem do domu rodzicow. W kuchni jak co rano palilo sie swiatlo, garaz byl otwarty, wiec tata juz pojechal do pracy. Trzymajac Michaela na rekach zadzwonilem do drzwi. Otworzyla mi mama, spojrzalem na nia ze lzami w oczach, ona patrzyla na mnie przez caly czas nie odzywajac sie. Przytulilem sie lekko do niej.
- Boze drogi..Bill..-jeknela i rozplakala sie glosno, polozylem maluszka i przytulilem sie do niej mocno, dlugo tak stalismy przytuleni.
- Nie placz mamo..prosze -wyszeptalem cicho patrzac na nia.
- Gdzie Ty byles, dlaczego tak wygladasz? -spytala smutna
- Bylem w Turcji.. na poczatku mieszkalem w dobrych warunkach, ale pozniej w takim opuszczonym palacu, ktory sprzatalem codziennie..nie bylo tam ani wody, ani pradu..nic..-westchnalem mowiac o tym. Gdy na mnie patrzyla plakala nie mogac sie nadziwic mojemu wygladowi. Podeszla do lozka, na ktorym polozylem poltorejrocznego synka.
- Jest zadbany, czysty, pachnacy..Bill, jak? -spytala nie rozumiejac nic, bo ja wygladalem jak zmora, a on byl naprawde zadbany.
- Nie chcialem zeby mu czegos brakowalo.. codziennie go mylem i.przebieralem, nie byl nigdy glodny..liczyl sie tylko on..a ja nie mialem czasu dla siebie..-powiedzialem prawde, a ona westchnela.
- Poradziles sobie Billy..
- Musialem, chociaz nie mam juz sil mamo.. -powiedzialem, a ona.mnie przytulila. Tak bardzo mi tego brakowalo, wreszcie moglem z nia porozmawiac...
Gdy obiecala zaopiekowac sie Michaelem poszedlem sie wykapac, spojrzalem na swoje chude nagie cialo, to byl naprawde nieprzyjemny widok. Stanalem po kapieli na wadze i westchnalem. Wazylem 45kg to bylo tak malo, ale nie widzialem.az tak tego wczesniej. W pizamie zszedlem na dol i usiadlem przy malym, do domu jak oszalaly wparowal ojciec, ktory zaczal juz w przed pokoju krzyczec.
- Co sie stalo?! -gdy wszedl zobaczyl mnie i malego, byl w szoku przygladal mi sie caly czas nie mogac naprawde uwierzyc w to co widzial.
- Bill..synu-krzyknal z usmiechem, w jego oczach dostrzeglem lzy, zmienil sie troszke.
- Tato..-wyszeptalem tuz przy jego uchu gdy mnie objal. Bylem taki szczesliwy majac ich z powrotem przy sobie. Spojrzal na mnie i westchnal cicho mowiac.
- Jestes taki chudy Bill.. gdzie Ty byles co? -spytal zmartwiony. Opowiedzialem mu to samo co mamie o tym co przezylem tam gdy.bylem zupelnie sam. Byl naprawde w szoku, nie wiedzial co ma powiedziec. Przytulil mnie do siebie, jego takze strasznie mi brakowalo. Westchnalem smutno i odsunalem sie gdy maluszek sie obudzil, wzialem go na rece i zaczalem bujac. Patrzyl na mame i tate troche nieswojo, ale nie byl wystraszony.
- To jest baba, a to dziadziu -pokazalem, a on zasmial sie i pisnal slodko.
- Ba ! -rozesmialem sie cicho, a mama go pocalowala i wziela ode.mnie na rece. Spojrzalem na tate i usiedlismy w kuchni.
- Tom jest w Niemczech czy Los Angeles? -spytalem
- Tutaj Bill.. tylko wyprowadzil sie do Monachium..
- Zawieziesz nas? -spytalem niepewnie patrzac na niego.
- Tak od razu Bill? myslisz, ze to dobry pomysl? -spytal podajac mi herbate
- Tak..chce miec to za soba..
- A nie boisz sie, ze Ci go zabierze?
- Nie tato..
- Okej, zjemy i zawioze Was.-mrukal zabierajac sie za obiad. Nie zjadlem za wiele, nie dalem rady. Odsunalem sie i poszedlem do mamy zeby przebrala maluszka. Sam w tej chwili zalozylem cos na siebie i gdy bylismy gotowi poszedlem z malym do samochodu. Caly czas sie do mnie tulil. Przed nami bylo troche drogi, wiec zabrale kilka rzeczy.
- Bill jak Ty sie czujesz? -spytal tata
- Zle.. nie mam juz sil..
- Pomozemy Ci synku..- mruknal i wyciagnal do mnie reke. Chwycilem ja czujac to cieplo, teraz czulem sie dobrze.
- Dlugo tam bedziesz? -spytal znow
- Godzine..poczekasz?
- Jasne, ze tak..-powiedzial z usmiechem.
     Po kilku godzinach podjechalismy pod dom Toma. Maly caly czas cos mowil po swojemu, byl ciezki, a ja coraz mniej mialem sil. Wysiadlem z samochodu i podszedlem do drzwi. Jego nowy bialy samochod stal pod domem, zapukalem do drzwi i czekalem trzymajac go na rekach. Po chwili uslyszalem krzyk zza drzwi.
- Chwila! -krzyknal, czekalem bedac w lekkim strachu. Otworzyl mi drzwi, byl bez koszulki w samych dresach, przyjrzal mi sie dziwnie, caly czas milczal az w koncu sie odezwal.
- Hoho.. no prosze..kogo ja widze -prychnal nieprzyjemnie pod nosem. Spojrzalem na dziecko, a pozniej na niego.
- Ta ta! -pisnal maluszek i wyciagnal rece do Toma, poznal go. Widzialem w jego oczach zdziwienie, mimo tego wzial go na rece i zaczal przytulac.
- Mozemy wejsc? -spytalem w koncu,ten chyba nadal byl w lekkim szoku, bo przygladal mi sie dziwnie.
- Nie jestem sam..-mruknal, ale wpuscil nas. Bawil sie caly czas z Michaelem. W srodku bylo trzech mezczyzn i chyba z dwie dziwki. Westchnalem ciezko i usiadlem tylem do nich.
- Juz Ci sie znudzilo opiekowanie?
- Nie, przywiozlem Ci go, bo myslalem, ze chcesz go widziec.
- Ta ta! -maly piszczal z usmiechem.
- Do wszystkich mowi tata? -spytal z kpina patrzac na mnie. Wyjalem z kieszeni zdjecie Toma, bylo juz troche pomiete, przed wyjazdem zabralem je z jego albumu. Pokazslem je maluchowi, a ten widzac je zaczal piszczec glosno.
- Tati ta ta! -krzyczal machajac lapkami, widzialem zdziwienie u Toma. Chyba nie wiedzial co powiedziec, bo zmienil temat.
- Jakie on ma obywatelstwo?
- Turecko-Niemieckie..-mruknalem cicho, a ten prychnal.
- Po chuj to wszystko zrobiles? -spytal tulac i calujac malego.
- Nie chce mi sie rozmawiac..-powiedzialem i wstalem do okna. Bylem.okropnie chudy, skora pokrywala moje kosci ,ktore spokojnie bylo mozna policzyc gdy bylem nagi.
- Mam nadzieje, ze przy nim sie z nikim nie jebales..- warknal nieprzyjemnie. Byl takim chamem..
- Przestan, bo jestes smieszny..-mruknalem cicho. Polozyl malego na lozku i podszedl do mnie lapiac mnie mocno.
- Mamy do pogadania, wiesz? -spytal patrzac na mnie
- Nie sadze..-mruknalem czujac jak mnie sciska.
- Zostaniesz dzis na noc..prawda? -spytal z kpina
- Nie i pusc mnie, bo to boli! -jeknalem glosno odwracajac glowe w bok, a ten szarpnal mna mocno i uderzyl mnie kilka razy w twarz.
- To jest na razie przystawka..teraz dopiero pokaze Ci co potrafie za to co mi zrobiles -warknal i splunal kolo mojej nogi. Caly okropnie sie roztrzeslem. To okropnie bolalo, sposob w jaki do mnie mowil byl taki pogardliwy i ponizajacy.
Chwycilem sie za  policzek i westchnalem probujac sie nie rozplakac. Stal i patrzyl na mnie caly czas, schylilem sie i wzialem na rece dziecko po czym ruszylem.do drzwi, a pozniej do samochodu Taty, ktory wciaz na mnie czekal.
- No i jak Billy?
- Dobrze..-usmiechnalem sie slabo i odsunalem sie kawalek. W domu wykapalem i przebralem maluszka kladac do lozka, sam juz pozniej nie mialem czasu zeby nawet zjesc, caly czas myslalem o tym co on mi moze zrobic.
Polozylem sie w samych bokserkach do lozka i przykrylem sie zasypiajac.
Nastepnego dnia gdy obudzilem sie zobaczylem Toma karmiacego dziecko. Westchnalem cicho i przekrecilem sie na bok, maly widzac, ze nie spie wydarl sie z jego objec i poraczkowal zeby mnie pocalowac. Usmiechnalem sie lekko i przytulilem go do siebie.
- Biore go dzis na zakupy -oznajmil mi, a ja skinalem glowa spogladajsc na chwile na Toma.
- Ty tez bys sie mogl wybrac, chodzisz jak fleja..-mruknal niezbyt milo, ale bylem przyzwyczajony.
- Nie mam potrzeby dobrze wygladac -odmruknalem, do pokoju wtedy wparowala mama.
- Moge chlopcy? -spytala, a ja pokiwalem glowa. Trzymala w dloni jakas kartke.
- Dostalismy zaproszenie, ja z ojcem i wy z Michaelem na przyjecie komunijne, a wieczorem impreze dla doroslych. Potwierdze przybycie czy macie cos przeciwko?- spytala, a ja westchnalem, bo Tom.od razu sie zgodzil. Mama z usmiechem wyszla, milczalem caly czas lezac na boku. Tom siedzial na kraju lozka i pisal cos w telefonie.
- W co mam go ubrac, gdzie sa jego ciuchy? -spytal, a ja wskazalem na szafke, wstal i wyjal spodnie i jakas bluzke. Michael wcale nie chcial i nie dal sie ubrac. Zaczal sie glosno drzec i kopac nogami by czasem Tom nie chcial ubrac mu spodni.
- Kurwa! Michael! -warknal Tom tak glosno, ze az ja sie zerwalem.
- Nie krzycz na niego..-mruknalem, nawet mi nie odpowiedzial. Probowal raz jeszcze bez skutku,wtedy ja sie podnioslem i posadzilem malego na lozku. Sam stanalem przed nim w samych bokserkach Tom mogl widziec jak bardzo chudy jestem, spokojnie mogl policzyc kazda moja kosc.
- A teraz sie ubieramy..najpierw ja, a pozniej misiu -mruknalem, patrzyl na mnie z usmiechem. Gdy ubralem sie spojrzalem na Toma.
- Mozesz go ubrac..-wyszeptalem slabo i zszedlem na dol zeby zapalic papierosa. Oparlem sie o barierke i patrzylem przed siebie, oczami wyobrazni widzialem to chore przyjecie ktore mialo byc za tydzien..
    No i tydzien pozniej wszyscy byli pieknie ubrani z prezentami. Odstawalem troche od rodziny, bo nie mialem czasu zeby cos kupic. Oboje z Tomem mielismy udawac kochajaca sie pare by nie przyniesc wstydu rodzinie, ktora i tak cos podejrzewala. Trzymalem na rekach Michaela i zazenowany cala sytuacja probowalem nie zwracac na.nic uwagi. Wtedy podszedl Tom i przytulil mnie z synem do siebie. Stalem jak slup, wzial malucha i postawil na podlodze, a ten pobiegl do rodzicow. Sam usmiechnal sie chamsko i przytulil mnie do siebie mocniej, chcac nie chcac objalem go zeby nie wygladalo to sztucznie. Chwile pozniej szepnalem cicho.
- Pusc juz..
- Zaraz Cie tu przelize -rozesmial sie patrzac w moje oczy, spuscilem.wzrok i znow sie przytulilem chcac tego uniknac. Dla mnie byl az za bardzo bezczelny. Zawolano nas wszystkich na obiad, to bylo moje wybawienie od tego chuja.
- Smacznego wszystkim -powiedzial gospodarz i wszyscy zaczelismy jesc. Nie zjadlem za wiele, widzialem jak wszyscy mi sie przygladaja.
- Billy dlaczego jestes taki chudy?
- No taki juz jestem.. -mruknalem
- Ale co sie stalo, ze tak wygladasz?- dopytywali wszyscy
- A gowno sie stalo! dobrze z was kazdy wie co sie stalo i gdzie bylem przez tyle czasu, wiec po co udajecie do jasnej cholery?! -krzyknalem ze lzami w oczach i wstalem od stolu idac na balkon. Tom przyszedl za mna, widzial jak placze.
- Po co sie wkurwiasz? -spytal
- Bo mnie to denerwuje, mam dosc tego nienormalnego zycia!
- Przesadzasz..jest okej..
- Dla Ciebie, bo zawsze miales pieniadze i nic Cie nie obchodzilo, ale ja przez cale zycie cierpie i to dzieki Tobie. -powiedzialem
- Boze przestan moze byc taka ciamajda co? -wysmial mnie znow
- A Ty sie odczep ode mnie raz na zawsze albo ja to zrobie..
- Grozisz mi znow suko?! -warknal gotów mnie uderzyć.
- Nie groze, tylko radze Ci zebys nie wtracal.sie w moje zycie.. interesuj sie swoim dzieckiem..-powiedzialem i wrocilem do sali z powrotem okropnie zły.

1 komentarz: